Autor Wiadomość
cacek
PostWysłany: Czw 14:37, 22 Cze 2006    Temat postu:

heh swietne Smile troche mi przypomina samotnosc w siecie...ale moze to dlatego ze to jedyna ksiazka o milosci jaka przeczytalem Rolling Eyes
bakus
PostWysłany: Czw 14:14, 22 Cze 2006    Temat postu:

cd.

1. Imię

15:57

- bakusiu...
- ?
- zawsze jak cie o cos prosiłam to wiesz jak to było, nici
- ...
- a czy moge miec teraz jeszcze jedna prosbe?
- no dobra, o co biega?
- zebys mi napisał definicje miłosci .. zaczynajac no nie wiem ze jej nie mozna zdefiniowac...
- jak napisac definicje jak nie mozna milosci zdefiniowac?
- no tak mozesz zaczac, ze jej nie mozna zdefiniowac, ale co to jest,,,
- ehh, zajme sie tym jak wroce

20:02

- Zazwyczaj łatwo jest pisać o tym co będzie, czego się chce. Jeszcze łatwiej pisać o tym, co było, choć mówić już nie tak za bardzo, ale kiedy dochodzi do opisania miłości nie ma innego wyjścia jak zdać się na intuicję. Czym jest miłość? Właściwie to wypadałoby spytać czy to proste stwierdzenie czy nikłe pytanie? Czymże jest tęsknota, pocałunek... ? Istnieje jedynie w ludzkim sercu... Więc może jest fikcją? A może postacią? Fantastycznym uczuciem? Pozytywną wibracją? Każdy postrzega miłość inaczej. Dla jednych jest śmiechem, dla innych płaczem. Dla mnie natomiast to coś pięknego, to coś zupełnie wyjątkowego. Miłość to różowo-czerwona masa z domieszką zieleni, przeszyta namiętnością, przyozdobiona granatem. To cała paleta barw od przejrzystej bieli do nikłej czerni rządząca światem. Często wyniszczając, doprowadza do załamania. Czasem nawet zabija. Gdy otworzy się serca brama – ludzka naiwność wpuszcza ją do środka, nieświadoma czynów jakie ze sobą niesie.
[zakończenie]
Jednakże czasami miłością jest kwiat, kochaniem są usta, namiętnością świat. Nie zawsze zabija, wyniszcza, dołuje. Czasami na opak, daje duszy szansę na lepsze jutro... Miłości się nie opisuje... Ją się tylko czuje...

Skończył pisać i popatrzył na swoje dzieło. Tak, zgadza się, tylko czuje. Czuł ją nawet teraz, nawet w lekkim podmuchu wpadającego wiatru do tego cichego obecnie pokoju. Owiewał go i szeptał mu do ucha imię, o którym ostatnio myślał za długo i za dużo. Nie dlatego, że chciał. On inaczej nie potrafił. Co teraz to imię robi? Czemu tak milczy? Czemu go niszczy? Niszczy? Nie, nie niszczy... zastanawia. Jeszcze niedawno potrafił zobaczyć przyszłość. Teraz to imię jawi się tylko we mgle, nie widać nawet jego wyciągniętej ręki, a w głowie wibruje pytanie tak proste, na które odpowiedź trudno zrozumieć.

Dlaczego?

Czy to jego wina? Czy to te ludzkie odruchy, które bawią się z nami w domek z kart, dla kaprysu, dla zabawy jednym słowem, zdaniem, czynem burząc pracę paru miesięcy? I już teraz nie widać powrotu... A gdyby tak można było zacząć od nowa... zapomnieć, o tym co było, obustronnie. Nie, to niemożliwe. Za dużo się zmieniło. Wie, że sam tego gruzu nie pozbiera, że już nigdy nie będzie mógł poczuć się z tym imieniem tak swobodnie. Zawsze będzie to coś, co było. Niepotrzebne słowa, wypowiedziane impulsywnie, niepotrzebne smsy, jeszcze gorsze telefony pełne złości, gniewu i totalnego nieporozumienia. Już nie będzie mógł zatopić się we włosach i połykać ich zapachu. Nie pozostało mu ani grama tego powietrza z którym chciało się żyć. W tym pokoju, w którym spędzał tyle wspaniałych chwil z tym imieniem, jest pusto, cicho i oschle... jak obecne smsy. Dlatego znowu zarzucił muzykę...

"On a dark desert highway
Cool wind in my hair
Warm smell of colitas
Rising up through the air "

- dziękuje Smile

ciąg dalszy jeszcze jest i może nastąpi Confused

ps. w rodziale wykorzystano tekst utworu "Hotel California" w wykonaniu The Eagles Rolling Eyes
KrzYh777
PostWysłany: Śro 19:39, 21 Cze 2006    Temat postu:

NIe no pełen szacuneczek. Aż trudno się powstrzymać od interpretacji tego tekstu. Ale to jest o samym tobie więc nie będe się wymondrzał że wiem o czym naprawde jest ten tekst bo i tak nic niewiem na twój temat. Teraz odkryłeś kawałek swojej duszy i histori przed nami.
Pisz dalej masz talent...

MOże jak zmoge się na obdarcie z tajemnic moje wypociny to też postawie temacik.
cacek
PostWysłany: Wto 13:06, 20 Cze 2006    Temat postu:

heh a ja wiedzialem ze Bake stac na cos takiego swietnego Very Happy bo czytalem te frgamnety z TKM'u Smile
Cursed
PostWysłany: Wto 11:41, 20 Cze 2006    Temat postu:

no no jestem pod wrazeniem!!!
Kay
PostWysłany: Wto 9:37, 20 Cze 2006    Temat postu:

wow zaskoczyles mnie Bakus.
Dobre to i czekam na wiecej Wink
bakus
PostWysłany: Wto 9:04, 20 Cze 2006    Temat postu: [bez tematu] by Bakus

Tekst ten zacząłem pisać już dawno temu, ale do tej pory nie skończyłem... bo dość cieżko go pisać. Jest bardzo osobisty...

0. Anioł

W tym pokoju wydawało się, że jest za głośno. Melodia lecąca z głośników, brzmienia dość nowoczesne, za nowoczesne, dla sąsiadów stanowiły nie lada kłopot, tym bardziej, że przecież nikt nie mógł mu ich zabronić. Starali się go uciszać waląc w ściany, dzwoniąc do domu, ale on nie zwracał na to uwagi zatopiony w dźwiękach powtarzanych w kółko utworów. Dla niego nigdy nie było za głośno.

Siedział lekko pochylony przy klawiaturze komputera i pisał kolejny tekst o sobie. Tak po prostu. A podobno tak trudno o sobie pisać. On o tym nie wiedział jak i o wielu innych rzeczach, czasami tylko przerywając na chwilę i spoglądając na chmurzące się niebo i zachodzące powoli wiosenne słońce. Czy dziś będzie padać? Przydałoby się. Oczy jego skanowały przestrzeń niebios i stwierdziły, że taniec kropli na parapecie spowodowałby na jego twarzy uśmiech. Postanowił więc na koncert poczekać pisząc zawzięcie kolejne opowiadanie.

Anioły...

Na świecie każdy ma anioła. Tak przynajmniej mówią. Jego anioł był ciężko chory i teraz właśnie o tym pisał. Pisał jak cierpi jego dusza, jak bardzo stara się zatamować te krople wspomienień, które pozbawiały go nadziei, wiary, pozbawiały go optymizmu, którego i tak miał mało... za mało. Pisał jak wygląda dzień bez anioła, jak wyglądają wędrówki po niebie bez anioła. Że nie ma kto go podtrzymać na wypadek gdyby spadł z chmury prosto w otchłań rzeczywistości, tak szarej, tak dziwnej, tak całkowicie przez niego nieakceptowanej. Tylko jakoś się tych chmur trzymał a w dzień starał się zapominać, że jego anioł choruje.

Najbardziej bolało go to, że nie mógł mu pomóc. Byli za daleko od siebie, zresztą anioły muszą same się leczyć, taka ich zasada. One też cierpią jak są za daleko. Trudno było powiedzieć kto bardziej cierpi. Siedząc przy klawiaturze, pomijając momenty, kiedy spoglądał na niebo, na chwilę przerywał pisać i łapał się za serce. Odruchowo. Czy chciało wyskoczyć? Czy sprawdzał, czy jeszcze je ma?

Kolejne spojrzenie uzmysłowiło mu, że jest już wieczór, nie ma słońca, są tylko chmury i ta wilgotność... przedsmak deszczu. A on musi rano wstać. Kolejny dzień bez anioła. Kolejna noc... i tak już do... końca? Czyżby jego anioł postanowił nie wracać?

Możliwe... Nie zdziwiłby się. Dusza pęknietą, serce niby jeszcze bije, ale to takie iluzoryczne. To chwila, która może zaraz nastąpić nie pozostawiając już mu niczego. Ani duszy, ani serca... Czy jest gotów? Nie, nie jest... i nie będzie. Tacy jak on nigdy nie są gotowi, oni przeżywają samych siebie, trwają w złudzeniach, marzeniach, w bólu, klną na rzeczywistość, ale są. Już może nie dla siebie, nie dla anioła, ale dla innych, którzy potrafią to docenić, a czasami wręcz się za to na nich wściekać. Taka jest jego rola. I doskonale ją rozumie, choć nie może się z nią do końca pogodzić. Może pewnego dnia pogodzi się ze wszystkimi, przede wszystkim z samym sobą. Tylko inni będą musieli to zrozumieć, to będzie najtrudniejszy egzamin. W tym zoo charakterów i fałszywych uśmieszków oraz udawanych wzruszeń będzie moment, w którym dowiedzą się, że on istniał. Istniał sam.

Bo aniołów tak naprawdę nie ma...

Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group